sobota, 13 września 2014

Rozdział 17* cz.1

-Mogliby w końcu zmienić kłódki w tych szafkach.
Jękneła Katy trzaskając swoją szafką.Co prawda to prawda.Kłódki w szafkach były nieco zardzewiałe,dlatego strasznie ciężko się otwierały i zamykały.
Zaśmiałam się cicho z naburmuszonej dziewczyny i zaczęłam powoli maszerować do swojej klasy.
Dosyć długi czas nie było nas w szkole,ale dyrektorka usprawiedliwiła naszą nieobecność.
Sama widziała co się stało kilka dni temu, więc nie miała do nas żadnych zarzutów.
Od czasu wejścia do budynku wzrok wszystkich uczniów skupiał się na nas.Nie powiem było to trochę krępujące, ale co mogę poradzić na to, że jestem dziewczyną jednych z najniebezpieczniejszych ludzi w Londynie.
Nikt nie chciał usłyszeć słów w stylu "masz przejebane u Styles' a".
Wszyscy wiedzieli co to oznacza, dlatego starali się trzymać jak najdalej od problemów.
Ale szczerze mówiąc myślałam, że Harry naprawdę nie ma serca i jest tylko zimnym skurwysynem.
Tak samo jak w wieku 7 lat wierzyłam w Świętego Mikołaja.
Na tej podstawie jedno wyklucza drugiego.Harry jest słodki i kochany, a Święty Mikołaj nie istnieje.
Dobra przyznam,że czasem Harry potrafił być przerażający i nie panował nad swoją złością.
Wtedy jak mnie uderzył po raz pierwszy myślałam, że tak będzie wyglądało moje życie do końca.
Będę przychodzić do domu i od razu dostanę w twarz.Odezwę się nie chcący dostanę w twarz.
Potem mi cała złość zeszła i wybaczyłam mu.Po prostu nie mogłam się na niego gniewać.
-I powiedziałam mu,że muszę was gdzieś dzisiaj wyciągnąć, bo dawno nie byłyśmy gdzieś same, ale on się nie zgodził i...
Popatrzyłam na Coonie i posłałam zdziwioną minę.
Najwyraźniej na chwilę "odpłynełam", dlatego nie wiedziałam o czym mówiła przyjaciółka.
-Ymm...Ja nie w temacie.O czym mowa?
Zapytałam i głupio się uśmiechnęłam,żeby tylko nie była na mnie zła.
Coonie była typem osoby, która nie lubi być ignorowana i traktowana nie równo z innymi.Pamiętam jak zawsze w podstawówce dostawałam od niej po głowie, bo nigdy nie słuchałam co ma do powiedzenia.Jak widać zostało mi to do dzisiaj.
-Ughh...Jasmine!!
Powiedziała dziewczyna zakładając ręce na piersi.Posłała mi to swoje zirytowane spojrzenie i przewróciła oczami.
-Mówiłam,że pytałam się dzisiaj Louis'a czy mogłybyśmy się spotkać.No wiecie my razem, taki babski wieczór.Albo wygoniłybyśmy z domu, któregoś z chłopaków, albo poszłybyśmy na imprezę!!
Przy ostatnich słowach dziewczyna podniosła ręce do góry i zaczęła nimi wymachiwać.
Impreza? Hmmm...To może być całkiem niezły pomysł.
***
"We things a lost in the fire, fire, fire..."
Podśpiewywałem sobie cicho jedną z piosenek zespołu Bastille.Według mnie byli całkiem nieźli,dlatego nic do nich nie miałem.
Z łatwością wymijałem wszystkie auta, żeby dotrzeć jak najszybciej do szkoły mojego aniołka.
Jasmine znowu zapomniała jeden ze swoich teczek i zostawiła ją na kanapie.Dlatego postanowiłem złożyć jej krótką,a zarazem przyjemną dla nas wizytę.
Ale dobra przyznam się.Chciałem też zobaczyć reakcję tych wszystkich przestraszonych uczniów i nauczycieli.Zawsze wybudzałem strach we wszystkich osobach, które nasłuchały się o mnie różnych historii.
Niektóre są prawdziwe, a niektóre wyssane z palca.
W pewnym momencie zobaczyłem już w oddali znajomy mi budynek.
Zapakowałem na szkolnym parkingu nie zważając na to do kogo należy to miejsce.Założyłem na nos czarne raybany i wyszedłem z samochodu biorąc przy okazji teczkę.
Już nie mogę się doczekać, aż zobaczę mojego małego aniołka.
Po tym ile przyjemności jej wczoraj dostarczyłem i jak powoli dochodząc krzyczała moje imię, zorientowałem się, że muszę opiekować się nią jeszcze bardziej.
Nie pozwolę żeby ktokolwiek ją skrzywdził, bo przysięgam nie ręczę za siebie.Chuj mnie to obchodzi kto to będzie.Dziewczyna czy chłopak bez różnicy, nikt nie może jej skrzywdzić.
Jakbym musiał dostałby nawet jej własny brat.
Otworzyłem drzwi wejścia do szkoły, a wzrok wszystkich JAK ZAWSZE skierował się na mnie.
Każdy stał jak najbliżej swojej grupy przyjaciół myśląc,że tym sposobem są bezpieczniejsi.
Pff...gówno prawda.
Teraz tylko musze się dowiedzieć gdzie jest Jasmine.
Spojrzałem na uczniów i wybrałem sobie na ofiarę jakiegoś kujona.
Sami wiecie pedalaski sweterek, grube okulary i włosy przylizane żelem.
-Ej młody chodź tu.
Pokazałem na niego palcem i ruchem ręki go przywolałem.
Tęczówki chłopaka w jednym momencie się rozszerzyły, a głowa pokręciła w prawo i lewo na "nie".
Moje brwi się zmarszczyły,bo tak naprawdę to nikt mi nie odmawiał.
-Chodź tu kurwa.
Warknąłem do niego i podniosłem ton głosu.
Tym razem chłopak szybko do mnie podbiegł i stanął metr przede mną.
Miał spuszczony wzrok lub patrzył, w każdą inną stronę tylko nie w mnie i w moje oczy.Gdybym był nim prawdopodobnie postąpiłbym tak samo.
-Gdzie jest Jasmine Moore?
Zapytałem bawiąc się rombkiem teczki.Lepiej żeby mały odpowiedział szybko bo zaczynam tracić cierpliwość.Wiecie,że moja cierpliwość miała pewne granicy,a on zaczynał je przekraczać.
-Ale j-ja nie...
Przewróciłem oczami.Złapałem go za sweter i podniosłem do góry.Jego plecak upadł na podłogę,a wszystko co było w środku rozsypało się po korytarzu.
-Gadaj kurwa gdzie ona jest,bo nie mam całego pieprzonego dnia.
Warknąłem i popatrzyłem mu głęboko w oczy.
-Jest w sali numer 12...
Zanim zdążył dokończyć moim oczom ukazała się żadna inna jak kochana dyrektorka.
Jej wzrok był zdeterminowany i cały czas trzymał się na mnie.Stawiała szybkie i nie pewne kroki,żeby nie pokazać strachu.Tak jak inni.Starała się nie opuszczać głowy,ale nie wszystko jak widać szło po jej myśli.
Zwilżyłem usta językiem i arogancko się uśmiechnąłem.Puściłem chłopaka i zacząłem kierować się w kierunku kobiety.
Kątem oka zauważyłem jak mały poprawia swój sweter i zbiera książki z ziemi.
Pff..dziwię się,że go jeszcze w z tej szkoły nie wybili.Z tego co się mogę domyślić był dręczony przez,każdego napotkanego ucznia.Skąd wiem? Sam tak przecież robiłem.
Pamiętam jak,każdy kto odezwał się do mnie nie pytany odrazu dostawał w ryj.
Takim właśnie sposobem wyrobiłem sobie reputację w Londynie i jeszcze kilku innych miejscach.
-Witam panią dyrektor!!
Krzyknąłem i rozłożyłem ręce jakbym chciał ją przytulić.
Oj nie,nie ja przytulam tylko Jasmine.
Kobieta przewróciła oczami i założyła ręce na klatkę piersiową.
-Witaj Harry.Czemu co tutaj robisz? Z tego co wiem to skończyłeś już szkołę. 
Jej wzrok wylądował na podłodze.
Wiedziałem,że wy myślach mówiła sobie "Nie patrz w jego oczy, nie patrz w jego oczy"
Ale cóż....Jak wiadomo ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła.
-Przyszedłem po Jasmine. 
Odpowiedziałem tym razem szorstko.
Wiecie, że nie lubię durnych gierek.
-Nie weźmiesz jej stąd.
Powiedział męski głos, który dochodził zza moich pleców.
Wiedziałem kto to jest. 
"Przyjaciel" Jasmine.Poznaliśmy się w klubie i to niezbyt miło.
Moje ręce automatycznie zacisnęły się w   pięści, a mięśnie napieły. 
-Skąd masz tą kurwa pewność?
Warknąłem i powoli odwróciłem się w jego stronę.
Brązowe, postawione i zgarnięte na bok włosy, tatuaże, kolczyki i z...180 centymetrów wzrostu? 
Pff...nie wiem,ale na pewno byłem o wiele od niego wyższy.
Jeżeli bym chciał, to zabiłbym go tu i teraz.
Ale bądźmy szczerzy.Nie chcę wszczynać nie potrzebnej afery.
-Nie mam jej.Ale wiem jedno.
Powoli do mnie podszedł i przybliżył swoją twarz do mojej.
-Pilnowałbym swojej dziewczyny i jej przyjaciółek, bo nie wiadomo jak i kiedy mogą sobie wybrać czas na ucieczkę. 
Poczułem wibrację w kieszeni i dźwięk dzwonka.Wyjąłem telefon i przeczytałem nazwę "Louis".
A ten jak zawsze musi wybrać odpowiednią chwilę na głupoty.Zawsze tak było.
-Halo?
Powiedziałem i czekałem na odpowiedź.
Słyszałem z dyszący głos i jakieś przyspieszone kroki.
-Halo Louis!!
Po chwili coś się zatrzymało i usłyszałem głos chłopaka.
-Kurwa stary dziewczyny są już poza Londynem!
________________________________________________



MOŻECIE MNIE NIENAWIDZIĆ!!

10 komentarzy: